Zachciało mi się pączków i wymyśliłam sobie że zrobię takie malutkie. Znalazłam przepis Gordona i kiedy otwarłam już opakowanie mąki, coś mnie tchnęło, że jest on jednak dość dziwny. Na ok. szklankę mąki Gordon proponuje aż 5 jajek, co przy założeniu że u mnie w domu nie ma sensu piec z mniej niż 1kg, daje nam 15. W przepisie nie było też mleka. Zaczyn robiony jest z dość dużej ilości mąki i wody. Opis sugeruje zrobienie zaczynu i dodanie drożdży jeszcze do ciasta właściwego, ale nie jest to napisane wprost. Ostatecznie więc stanęło na tym, że robię po swojemu, a po modyfikacjach z Gordonem moje pączusie mają tyle wspólnego, że leżą na spodeczku filiżanki z jego kolekcji, która znalazłam w tym roku pod choinką 😉
Składniki:
1,25kg mąki
40g drożdży
20dkg cukru pudru
10dkg roztopionego i wystudzonego masła
1,5 szklanki ciepłego mleka
7 roztrzepanych żółtek
łyżeczka soli
łyżeczka cukru
Sposób wykonania:
Z drożdży, cukru i odrobiny mleka i mąki zrobić zaczyn i pozostawić do wyrośnięcia. Mąkę zmieszać z cukrem pudrem, solą dodać żółtka, mleko (nie wlewać całego a tyle ile przyjmie mąka) i zagniatać ciasto tak długo aż zacznie odchodzić od ręki i miski. Na samym końcu dodać masło. Odstawić ciasto do wyrośnięcia na około godzinę w ciepłym miejscu, nakryte ściereczką. Wyrośnięte ciasto przegnieść jeszcze raz i formować z niego kulki (ja następnym razem spróbuję wałkować i wycinać kółeczka, gdyż kulki nie wychodzą idealne). Smażyć na gorącym oleju aż się zrumienią. Ja smażyłam w otwartej frytkownicy, w temp. ok 170oC.
Podawać można:
– polukrowane (warto się wspomóc pomarańczką i wykałaczkami)
– oprószone cukrem-pudrem
– lub mieszanką cukru-pudru i cynamonu w zależności od tego co kto lubi ;)
Smacznego!