W niedzielę, 29 sierpnia odbył się w chorzowskim Skansenie piąty już Jarmark Produktów Tradycyjnych Województwa Śląskiego. Piąty, ale pierwszy na którym miałam okazję być.
Podczas jarmarku sprzedawane i wystawione do degustacji były regionalne wojewódzkie potrawy. Głównie należały do nich wędliny, sery i miody. Z za stołów kusił świeżo pieczony chleb ze smalcem i ogórkiem, placki ziemniaczane lub Rabarbarówka z Wisły.
Dużo było też stoisk z rękodziełem. Cudeńka z drewna były na prawdę urocze, miały tylko jedną wadę po przyniesieniu do domu raczej straciłyby swój urok, bo cóż z nimi zrobić?
Dużą atrakcją był kowal artysta ze swoim stoiskiem. Pokazywał jak robi się podkowy, oraz miał wystawioną galerię swoich artystycznych produktów.
Impreza zorganizowana była przez Zarząd Województwa Śląskiego oraz Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie. Podczas obchodów, odbył się finał X edycji konkursu Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów. Wyróżniono: wino z róży, nalewkę z mirabelek, śliwowicę babuni i fet na śledziu. Do walki o tzw. Czarną Perłę wystartowały kopalnioki i oscypek z Koniakowa. Na scenie było gwarno i tanecznie, ale ta część imprezy jakoś nie wzbudzała mojego zainteresowania.
Zaopatrzyłam się w dwa rodzaje swojskiej wieprzowej kiełbasy. Jedna bardzo ostra, z intensywnym aromatem czosnku, druga wędzona nad drzewem wiśniowym co dało jej piękny czerwony kolor. Do kompletu klasyczna świeża kaszanka, i eksperymentalnie kaszanka bez krwi, z samej kaszy, przypraw robiona na lekkim bulionie. Pyszności pochodziły z masarni w Ślemieniu. Poza kaszanką do której nigdy chyba się nie przekonam, smakowały cudnie!
Pół siatki oscypków, to sprawa oczywista ale skusiłam się również na Ser Janosika. To ponoć prawdziwy rarytas w świecie serów. Wędzony ser (oscypek) w zalewie z oleju roślinnego z oliwkami i papryczkami chili oraz mieszanką ziół. Ponoć świetnie pasujący do piwa lub innych trunków. Nie próbowałam ich jeszcze, ale jak spróbuje na pewno się pochwalę!
Śląskie oblaty, po jednej paczce z każdego rodzaju to był element obowiązkowy.
Na koniec zostawiam miód. Zwykły, lipowy. Pszczelarz – właściciel jednej z większych ponoć na Śląsku pasiek (niestety po danych zamieszczonych na etykiecie słoiczka nie udało mi się zidentyfikować jego tożsamości) podzielił się bardzo obszernie swoją wiedzą o miodzie. Okazało się, że kupiony przeze mnie na targach zdrowej żywności ziołomiód, który z nazwy robi wrażenie bardzo zdrowego produktu tak na prawdę jest produktem syntetycznym, stworzonym przez człowieka. Czy obrabiany termicznie, czy przez pszczoły wciąż pozostaje produktem który nie zawiera składników unikalnych dla miodu naturalnego. Nie posiada właściwości leczniczych, i powstaje tak na prawdę z mieszaniny cukru i wody. FUJ! Wstyd mi, że tak dałam się nabić w butelkę i uwierzyłam kiedyś w jego cudotwórcze właściwości.
Dobry miód, poznacie po tym, że na stoisku nię będzie każdej jego odmiany. Pszczelarz z wszystkimi możliwymi gatunkami miodu, to nie pszczelarz, to handlowiec. Nigdy nie zastanowiłam się nad tym, że trudno w jednej pasiece wyprodukować tyle rodzajów miodu, nie wspominając, że niektóre smaki nijak mają się do rosnących w ich regionie roślin. No cóż, człowiek uczy się całe życie 🙂
Wbrew temu na co się zanosiło, pogoda dopisała dzięki czemu wszystkim atrakcjom towarzyszył też przyjemny spacer. Miło było zatrzymać oko na letnim krajobrazie.
Największe jednak wrażenie zrobił na mnie arbuz, na stoisku KGW Wisła Wielka. Swoja drogą panie z Wisły były przesympatyczne!
Dziękuję, wszystkim którzy dobrnęli do końca za wspólny spacer!
Może po filiżance herbaty z pięknego serwisu?